czwartek, 1 listopada 2018

poniedziałek, 15 października 2018

Realizacja- dysocjacja.

W pracy staram się dać z siebie najwięcej ile mogę... Wykrzesać z siebie jak najwięcej uśmiechu, cierpliwości oraz empatii.
Nie lubię wchodzić w zespół... Źle się czuję w takiej sytuacji. Wycofuje się... Ale mimo wszystko staram się zaopiekować dziećmi i aktywizować tych słabszych...
Jak tylko wyjdę z sali to się wyłączam... Opadam z sił i nie mam ochoty rozmawiać.
Nie odzywam się do znajomych i rodziny... Nie odpisuję...
Dysocjacja mi się włącza, bo często nie pamiętam reszty dnia...
Nie wiem jak to przetrwać.
Raz dni lecą przez palce a za chwilę minuty się dłużą...
A dopiero poniedziałek.
Chciałabym móc pisać, że jest dobrze, że tyle zrobilam, że mam energię i cieszę się, że się rozwijam...
Ne będę kłamać.
Nadszedł gorszy czas...
Miłego wieczoru wam życzę.

poniedziałek, 8 października 2018

Chwiejność i zamknięcie się w sobie. Derealizacja.

Wycieczka była udana.
Trochę mi wstyd, bo była inwazja os i szerszeni i nie odbyło się bez wrzasków nawet na mieście no ale nie kontroluje tego i wszyscy o tym wiedzą... Lecz i tak mi wstyd.
W pracy jest atmosfera tak ciężka, że można ją kroić nożem... To odbiera mi energię.
Tak bywa, nie ma co się przejmować... W końcu pracują tam same kobiety.
Nie umiem napisać nic innego jak to, że czuje nienawiść do siebie i swojego ciała.
To mnie przenika i nie mogę przestać o tym myśleć.
Nie chcę być taka jaka jestem. Zarówno psychicznie jak fizycznie.
Dół... Stanowczo tendencja zniżkowa.
Wegetuję.

wtorek, 2 października 2018

Znowu chwiejność, ale jestem szczęśliwa, że granice są dwie.

Stresuję się, bo w weekend wyjazd z osobami z pracy...
Wczoraj mało brakowało, a bym we okaleczyła. Cieszę się, że tego nie zrobiłam.
To wyjazd na baseny, sauny i inne takie...
Na szczęście nie będę musiała się stresować ranami, do ukrycia pozostaną tylko i aż blizny.
Muszę jeszcze kupić rajstopy i piżamę, tylko brakuje mi czasu na chodzenie po sklepach.
Może jutro się uda.
Pod wieczór mój humor się poprawił. Czuje się względnie dobrze. Zniknęły myśli autodestrukcyjne...
Miło odpocząć chociaż od tego.
Idę oglądać serial i starać się nie myśleć, że na sali w pracy będzie znowu nieswojo, bo z osobami przy których czuje się niekomfortowo.
Chcę napawać się dobrym samopoczuciem i zająć myśli migającym ekranem.
Może ten nocy będę spać dobrze.
Miłego wieczoru.

niedziela, 30 września 2018

Pustka.

Kominek, lampki, jedzenie i ciepła herbatka...
Jesień. Lubię taki klimat.
Chandra... zaszkolne oczy... To lubię trochę mniej. Ale coś za coś.
Przynajmniej jest chłodniej.
Zmęczenie... wszechogarniające zmęczenie...
Nicość.
Wszystko się zamazuje.

niedziela, 16 września 2018

Dobry uczynek czy rezygnacja przez schematy? DDA.

Chciałabym pójść z psem rodziców na spacer, bo biedaczek ma za mało ruchu... Ale wiem, że przez to będzie skakał na każdego i ciągnął i zanim dojdę nad jezioro to nie będę mieć siły wrócić. To dobre o satysfakcjonujące zmęczenie, ale zawsze się boję, że ma pchły a ja się boję robaków i potem mam schizę.
To najmniejszy problem. Bo pewnie i tak pójdę, bo mi to żal...
Ale rodzice.
Muszę iść do nich i pewnie z nimi rozmawiać, bo nie wypada wziąć psa i wyjść.
Pewnie będą pytać o fajki,czy dam im na tytoń a ojciec znowu wypali ze swoim "pożycz na piwo"...
Alkoholizm... Wiem, że są chorzy... Ale ciągle się łudzę, że się zmieniłi... Że już nie piją tyle i dbają o siebie.
Zdarza się. Raz czy dwa na miesiąc są trzeźwi, czyści i akurat wtedy ich widzę, no i łapę się tego wierząc, że wreszcie będą normalni...
Ale przy kolejnych spotkaniach się rozczarowuję... I tak w koło...
Zawsze po ich spotkaniu mi smutno.
Pomagam im jak mogę... Kupuję prąd, jedzenie... Namawiam rodzeństwo do pomocy, bo mama zawsze mówi że z zasiłku przedemerytalnego z komornikami nie da się przeżyć... A jak dostają pieniądze to 3/4 idzie na chlanie i tytoń A reszta na czynsz(ponoć) i może jakieś mięso na zupę...
A jeść trzeba cały miesiąc. I tutaj też koło się toczy...
Pewnie powinnam im nie pomagać. Ale nie umiem odmówić kiedy wiem, że mają pustą lodówkę, nie jedli od 3 dni i siedzą po ciemku, bo nie mają prądu.. Po prostu nie umiem powiedzieć, że macie co chcieliście... To z waszego wyboru tak jest.
Może nadejdzie dzień, że się ogarną i zaczną żyć jak ludzie a nie menele, A może umrą z przepicia...
Smutne, ale czas pokaże...
Cóż...
Idę się zbierać po psa...
Może ten dzień nie będzie tak ponury jak czuje się w tym momencie.
Widzę, po statystykach, że ktoś czyta, szkoda, że odbija się to echem... Miło by było zobaczyć jakiś odzew. Ale nic na siłę.
Miłego dnia.

sobota, 15 września 2018

Nostalgia, niezrozumienie... weekend. Jak odpocząć? No właśnie.

Pogoda jest taka... wyciszająca.
Dobrze, że można posiedzieć z herbatką i kocykiem przed telewizorem...
Wolę chłód niż upały.
Choroba nadal się utrzymuje, a w poniedziałek już do pracy...
Cieszę się, bo nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam 24h z chłopakiem w domu.
Ostatnio szybko się irytujemy i bywa burzliwe.
To minie lub nie... Już mi wszystko jedno.
Będę czekać na rozwój sytuacji.
Nie będę się wysilać, bo i tak daje z siebie za dużo.
Wciąż sobie powtarzam "przestań tak o niego dbać, bo jak czegoś potrzebujesz to w 90% on nie jest w stanie się postarać dla Ciebie."
Jest dla mnie ważny ale wszystko z umiarem... Nie mogę odbijać się od ścian.
Dzisiaj dzień relaksu.
Zrobię sobie pyszne placuszki z dyni, będę odpoczywać na kanapie okryta kocem oglądając seriale lub filmy. Trzeba jakoś wykorzystać fakt, że hata wolna. 😉

czwartek, 13 września 2018

I znowu życie kopie po D.... Jak nie urok to sraczka.

Jestem chora...
Astma i zapalenie oskrzeli to nic fajnego..
Muszę walczyć o każdy oddech który jest ciężki i bolesny... Jakbym miała że 20 kilo na klatce piersiowej i zaciśnięte gardło.
Wy też czujecie już jesień?
Wieczorami lubię zapalić swieczki(mimo, że mam taki katar, że i tak ich nie czuję) i obejrzeć serial w ciepłym cieniu ognia.
Juz myślę o rozwieszeniu lampek po domu aby wieczorami było kolorowo, ale chyba jeszcze za wcześnie.
Za parę dni wracam do pracy A nadal zdycham.
Katar mniejszy ale duszności i kaszel się nasiliły.
Nie wiem jak będzie ale wolę być w pracy i oczywiście nie chce dostać wypłaty o wiele mniejszej co wiąże się z przedłużonym l4 i wyzdrowieniem.
Będę jadła czosnek 3 razy dziennie i brała witaminy aby mnie ne złapało coś zaraz po powrocie... Bo dzieci non stop przynoszą choroby.
Oh życie...
Oby wszystko szło do przodu.
Lubię jesień. Kolory przenikają i dają ukojenie.
Ostatnio parę razy włączyła mi się "borderfaza"... Staram się nad nią panować.
Trzymajcie kciuki.

niedziela, 9 września 2018

Nadgodzin ciąg dalszy...

Najważniejsze, że w pracy z papierami jesteśmy już na bieżąco.
Szkoda, że będę jutro sama więc nie wiadomo, czy że wszystkim zdążę w 3 godziny... Obawiam się, że nie i znowu trzeba będzie nadrobić we wtorek...
Oby nie. Oby na fakturach się wszystko zgadzało i nie było nic skomplikowanego.
Gdyby nie fakt, że jutro muszę iść do pracy bo jest nas mniej i grafik jest zmieniony to bym poszła do lekarza i na l4.
Jestem chora. Cieknie mi z nosa, kicham co chwilę i ogólnie czuje się taka... ogłuszona.
Ja to wiem kiedy się rozchorować... 😣
Pierwszy tydzień z nowymi dziećmi i już coś złapałam... Odporność na najniższym poziomie...
Boli mnie brzuch... Nie wiem czy się stresuje jutrem czy jeszcze jelitówka mnie nie złapie, bo dzieci wszystko przynoszą...
Muszę iść do alergologa po leki, bo przez ich brak moja odporność klękła do reszty.
Czuje się zmęczona.
Ale dziś miałam miły dzień.
Byliśmy na meczu i na spacerze...
Byłoby super gdyby nie to choróbsko....
Może jutro będzie lepiej.
Chciałabym czuć smak czegokolwiek.
Miłej nocy.

niedziela, 2 września 2018

Koniec i początek.

Ten miesiąc pod względem pracy był dla mnie bardzo męczący. Pracowałam ponad godziny... Wracałam o 18, 20 lub 22 do domu...
A pracę kończyłam o 15...
Ale nie uważam, że to było złe.
Cieszę się, że pomagałam, bo ta pomoc była akurat potrzebna.
Nawet ostatniego dnia sierpnia było na prawdę dużo pracy, trzeba być gotowym na rozpoczęcie roku szkolnego, a to się udało więc to najważniejsze. Można zacząć pracę ze spokojem w duszy A nie jeszcze tworzyć programy czy inne papierowe rzeczy.
Mimo, że byłam na wysokich obrotach to udawało mi że nawet ogarniać życie domowe. Miałam jakoś więcej energii...
Aż do piątkowego powrotu do domu po 20...
Wtedy jakoś uszło że mnie życie.
Może dlatego ze wreszcie mogłam sobie na to pozwolić? Ehh... Nie jest to fajne.
Może sytuacja z rodzicami mnie tak zdołowała i pozbawia sił... Chyba tak. Myślę, że to główny powód.

Wczoraj byłam z chłopakiem na pokazie pirotechnicznym, było super... Magicznie, cudowny pokaz. Chciałabym pójść za rok.
Bardzo mi się podobało.

Po przebudzeniu zrobilam sobie herbatę z miodem i cytryną i czułam się tak jakby była jesień... Wiatr za oknem i szarość na niebie... Nie wiem o co chodzi, bo wciąż jest ciepło, A ja dziś czuje się jak w szpitalu na terapii... rozszarpana wewnętrznie leżę pod kocem i czuje zapach mokrych jesiennych liści...
Jutro rozpoczęcię... Trzeba mieć siłę i uśmiech na twarzy aby uspokoić zlęknione dzieci...
Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej.
Obudzę się pełna życia, energii do pracy i z wieloma pomysłami na pracę z dziećmi w nowym roku szkolnym.
I to sobie będę powtarzać przed snem.
Miłego wieczoru.

środa, 29 sierpnia 2018

Środowy wieczór.

Boję się napisać, że jest lepiej niż było, bo to może się popsuć...
Jestem bardzo zmęczona ale cieszę się, że wszystko jakoś idzie dzień za dniem w rutynie normalnego życia.
Praca-dom-sprzątnie-gotowanie-jedzenie-sen...
Martwią mnie moje sny...
Zabijam się w nich, a przecież nie myślę o tym praktycznie wcale. Dziwne...
Mam słomiany zapał, planuje tyle rzeczy, a realizuję niewiele.
Chcę wrócić do robienia pierdółek że szkła... Oby się udało, bo lubię to robić.
Szukam psychologa. Kogoś w innym nurcie, może ten sposób mnie blokuje.
Trzeba szukać rozwiązań.
Życie trwa a ja nie chce czuc sie za 10 lat tak samo.
Chce o siebie zadbać.
Trzymajcie kciuki.

niedziela, 12 sierpnia 2018

Nie chcę zapeszać... więc napiszę tylko że nie jest źle.

Bałam się powrotu reszty pracowników, ale nie jest tak źle...
Oczywiście nie obyło się bez kłótni i błędów przez które mieliśmy zebranie ale póki co da się wytrzymać...
Jest mało dzieci i jeszcze nie ma takiej rutyny więc nie ma się co cieszyć ale pozwala to się przyzwyczaić do atmosfery panującej tam...
Małe kroki niszczące nadzieję na dobrą współpracę są lepsze niż atak obgadywania i pretensji od pierwszego dnia... 
Trzeba szukać pozytywów ;)
W domu po rozmowie z chłopakiem o naszym związku też się trochę uspokoiło...
Staramy się rozmawiać i poprawić nasze relacje...
Nie chce zapeszyć ale funkcjonujemy lepiej jako domownicy, a to już dużo zmienia.
Upały mnie już wykanczają, nie lubię słońca ani wysokich temperatur. 
Dziś na szczęście jest chłodniej. Da się zrobić cokolwiek i łatwiej się oddycha.
Boję się, że lepszy nastrój pryśnie jak bańka mydlana i znowu się wszystko posypie.
Zdaje sobie sprawę, że to akurat normalne zwłaszcza przy borderline.
Staram się żyć dniem dzisiejszym i nie myśleć o tym co może być. Udaje mi się ale podświadomość działa mimo wszystko.
Dziś noc spadających gwiazd.
Co roku obserwuję niebo aby ujrzeć perseidy.
To przyjemne i satysfakcjonujące jeśli uda mi się zobaczyć chociaż jedną.
Może dziś pójdziemy nad wodę z kocem i posiedzimy razem patrząc w niebo.
Chciałabym.
Co będzie czas pokaże.

sobota, 4 sierpnia 2018

Kiepska telenowela trwa. Niechęć i brak akceptacji. Depresyjny czas.

Nie potrafię sobie ostatnio poradzić że sobą i otoczeniem.
Fakt, że zaczyna się nowy rok w pracy jest dobijający, bo wiąże że to z powrotem pracowników z urlopu a za tym idzie obgadywanie, robienie sobie na złość itp...
Rozglądam się za nową pracą. Mam już dość takiej atmosfery.
Lubie swoją pracę lecz fajne osoby również płaczą przez france które niszczą innym dzień, to nie tylko moje odczucia, że jest tam po prostu tragedia w komunikacji i totalne zamknięcie się starych pracowników na nowe sposoby pracy.
Bardzo często się irytuje, płaczę, mam myśli rezygnacyjne... wszystko przestaje mieć sens.
Próbuje znaleźć rozwiązania, próbuje rozmawiać z osobami na których mi zależy, szukać nowej pracy, odpuścić i po prostu nie wymagać za dużo od siebie teraz...
Mimo dążeniu do zmian wciąż czuje się jak nieudacznik któremu powinno się odebrać życie.
Widzę swój rozwój, naprawdę powoli zmierzam mu wprowadzeniu swojego życia na prostą ale nie akceptuje siebie pod żadnym aspektem i nie mogę się z tego cieszyć.
Kryzys trwa.
Łzy kapią...
Siło-wróć.

wtorek, 24 lipca 2018

Borderline a miłość... Zaburzenie trudne ale czy uniemożliwia utworzenie relacji?

Nie mam energii na cokolwiek.
Dobrze, że w pracy luz, bo inaczej nie wiem czy byłabym w stanie dojść do domu...
Nie mam stabilizacji w życiu.

DDA? Naprawdę nie wiem czy to moja podświadomość popchnęła mnie do związku z taką osobą czy może po prostu fakt, że na początku się starał, wspierał, mówił że jestem ważna dla niego i sprawił, że poczułam się bezpiecznie w jego towarzystwie więc chciałam to kontynuować... Nie wiem.
Ale to jak teraz wygląda mój związek jest przykre.
Komunikacja minimalna, poziom wsparcia z jego strony również... Zamknęłam się w sobie i już nawet nie mówię o tym jak się czuję. Nie ma to sensu oraz nie dostrzegam zainteresowania takim tematem u niego... I tak mnie nie słucha albo skomentuje że takie jest życie i nie mogę liczyć na nic więcej...
Nie tego się oczekuje po osobie która jest obok i powinna nas szanować, wspierać, motywować lub po prostu wysłuchać i przytulić  albo doradzić...
Nie mogę na to liczyć.
Ciągle czekam aż zacznie się leczyć, aż wyjdzie z tego zamkniętego bunkru który stworzył sobie w umyśle aby przetrwać gorszy czas... 
Ja chce tylko móc mu ponownie zaufać...
Nie wiem czy się doczekam...
Chyba po prostu już nie chce że mną być ani walczyć lub wykazywać zainteresowania jakakolwiek relacją że mną...
Nie mam pojęcia... A on nie chce o tym rozmawiać.
Ile jeszcze mogę mieć nadzieję, że coś się zmieni? Ile mogę liczyć na to, aż zacznie mi pomagać i wykazywać inicjatywę w czymkolwiek? Czy już nigdy nie powie mi przed snem, że cieszy się, że jestem?
Samemu się nie da ciągnąć związku w nieskończoność...

czwartek, 19 lipca 2018

Brak sił... Motywacjo wróć. Znowu czuje się jak śmieć.

Od paru dni energia ugrzęzła w granicach zera.
Nie mam pojęcia jak wybrnąć... nie mam odwagi aby zakończyć to co mnie boli... ciągle przeplatany totalny brak zainteresowania z oznakami starania się chociażby minimalnym...
Nie mogę nic postanowić... Bo mi zależy.
Działania podświadome myślę, że ciągle działają... Czy to objawy dda? Współuzależnienia?
Chciałabym potrafić żyć łatwiej... Bez skomplikowanej walki ze skrajnym emocjami.
Nic się ze sobą nie klei...
Chciałabym to wszystko naprawić. Miotam się, gubię, szarpię...
Ale wciąż podejmuje próby..
Nie wiem czy wierzę, że wreszcie mi się uda...
Chyba tak.
Inaczej już dawno bym się poddała.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Nowe szanse...

Nadchodzi przełomowy moment w moim życiu. Mogę wreszcie ustabilizować swoją sytuację mieszkaniową...
To takie stresujące i ekscytujące zarazem.
Tyle możliwości może mi dać życie w przyszłym miesiącu, że to aż niewiarygodne.
Napięcie z tym związane jest wręcz paraliżujące...
Coś kosztem czegoś, jak to zawsze bywa...
Ale jeśli się uda to na pewno będę się cieszyć chociażby do momentu remontu, bo potem będzie masakra i już po.
Nie powinnam zapeszać ale czuje, że tym razem się uda... że będzie dobrze.
Rozwijam się i cieszy mnie to... satysfakcja gdzieś tam się we mnie tli.
Ciężko mi wytrzymać tą emocjonalną karuzelę ale się staram...
Dietę szlag trafił... zajadam uczucia...
Znowu...
Ale walczę z tym.
Poniekąd wygrywam. Nie mam żadnej nowej rany... A to dużo na obecny stan psychiczny.

czwartek, 12 lipca 2018

Alergia i zaburzenie borderline nie przeszkodzi mi w walce o chwilę szczęścia.

Niby urlop, a ciągle coś załatwiam, ciągle nie ma mnie w domu...
Ale załatwiam same ważne sprawy wiec nie marnuję czasu.
Próbuje się otaczać pozytywnymi rzeczami, aby się nie poddać, aby nie wpaść w całkowitą czarną otchłań...
Dalej się odchudzam... już ponad tydzień A schudłam tylko ledwo ponad 2 kilo...
Inni tyle chudną po porannej toalecie, a ja naprawdę jem mniej i same produkty dozwolone na diecie...
Ale nie poddaje się. Na początku szybciej spadała waga, a teraz powolutku ale spada... To najważniejsze.
Troszkę to denerwujące i demotywujące ale staram się wytrwać. Chcę nadal chudnąć.
Wieczorami mogę nadrabiać książki... Dokończę wreszcie serię Tess- rizzoli i Isles.
Walczę z demonami.
Staram się żyć najlepiej jak na dany moment mogę.
Miło pić kawę i patrzeć jak kot wyleguje się w planie słońca na podłodze... Dziwnie będzie wrócić do pracy po tak długim wolnym.
Ale jeszcze nie czas aby o tym myśleć. :)
Póki co pozostaje oglądanie mieszkań, czytanie książek i planowanie jakiejś wycieczki aby posłuchać szumu wody i śpiewu ptaków wśród drzew.
Tylko ta cholernie dokuczliwa alergia... Całe oko mam opuchnięte i czerwone mimo leków...
Nie przeszkodzi mi to wyjechać i przebywać wśród alergenów czyli na łonie natury...
Inhalator mam więc astma mi nie straszna.

sobota, 7 lipca 2018

Urlop? Alergia, borderfaza.

Tydzień urlopu i tak spędziłam w pracy.
Oby od poniedziałku już był luz...
O dziwo na diecie nie chce mi się jeść. Chyba mój widok jest wystarczającą motywacją...
Alergia dziś daje mi się we znaki... Wstałam z oczami swędzącymi k opuchnietymi więc pierwsze co zrobilam to użyłam kropli... mam okropny katar i nie oddycha mi się łatwo.
Cóż... Przecież nie wyrzucę kota ani nie pozamykam okien bo pyłki...
Najchętniej poszłabym spać, ale nie mogę zasnąć. :(
Zamiast odpocząć to ja męczę się że sobą i nie wiem co mam robić...
Nawet na książce się nie mogę skupić, bo oczy mnie pieką i swędzą.
Poszukam jakiegoś serialu, może uda mi się zapomnieć o świecie. 

wtorek, 3 lipca 2018

Objadanie się, odchudzanie... Ciągła zmienna... Czas z tym skończyć.

Nie mogę już na siebie patrzeć... Doprowadziłam się do stanu gdzie moja waga jest dużo poza akceptowalną...
Wyglądam okropnie. Obleśnie. Obrzydliwie.
Sterydy na astmę też mają swój udział ale większy ma zajadanie emocji.
Koniec.
Od dziś dieta.
Duuuzo wody, jak najmniej jedzenia.
Nie wiem czy wytrzymam... Ale muszę.
Chcę.
No i zacznie się walka rozsądku z zaburzeniem odnośnie odchudzania zdrowo a szybko...
Nie chcę efektu jo-jo.
Postaram się zrobić to zdrowo.
Ćwiczyć, mniej jeść...
Oby starczyło mi zapału na dłużej niż 3 dni.
Będąc chudsza będę czuła się lepiej.
W końcu mam wolne i mogę o siebie zadbać.
Czas zabrać się do roboty...
Koniec tycia i działania ze nad sobą.
Zacznę walczyć o lepsze życie.

poniedziałek, 2 lipca 2018

Odpoczynek a borderline... To możliwe?

Mimo, że mam wolne, to wciąż odczuwam napięcie, stres... Poczucie, że powinnam coś zrobić. Pojechać pomoc siostrze czy cokolwiek w ramach "dobrego serca".
Książki pomagają się oderwać, to skarb.
Można czytać i zapomnieć o rzeczywistości, o uczuciach, o obowiązkach... Po prostu można się zatracić.
W tym momencie pojawiła mi się myśl, czy jak czasem w poprzednim wpisie nie pisałam o ucieczce... Chyba dalej podświadomie w to brnę.
To nadal może być luźny dzień... Muszę tylko dac sobie pozwolenie na odpoczynek. Nie myśleć o tym ile powinnam zrobić i kiedy... Po prostu ogarnąć mieszkanie i posiedzieć na kanapie z książką lub pooglądać jakiś serial.
Chce cieszyć się wolnym. Nie pozwolę mojej głowie tego zniszczyć.

Myślę aby skorzystać z wolnego i pojechać do poradni żeby zapisać się do psychologa.
Oczywiście termin dostanę za 3 miesiące ale liczy się pierwszy krok...
Nie wiem już czy mam zaplanować każdy dzień czy pozwolić sobie na spontaniczność licząc, że nie przekażę całego urlopu myśląc co mogę a co chce zrobić.
Border... border... border.
Komplikuje życie.

sobota, 30 czerwca 2018

Dysocjacja... Ucieczka "dobra" na wszystko.

Zamknęłam się w sobie.
Wolę nie mówić jak się czuje.
Funkcjonuję automatycznie, intuicyjnie... I to mi wystarcza. Nie potrzebuje na ten moment nic więcej.
A może nie chcę, nie potrafię lepiej...
Trzymam się resztki energii i nie chce jej stracić... Może dlatego tak jest.
Włączyłam tryb oszczędzania... jak w telefonie...
Próbuje wyłączyć myślenie, to pomaga...
Nawet nir wiem co pisać, bo się wyłączam...
Pustka, nicość, dysocjacja.
Uciekam od siebie by było mi lżej. Nawet się cieszę, że mam taki mechanizm obronny...
To przekleństwo ale również zbawienie.

środa, 27 czerwca 2018

Nawet z borderline można być dobrym pracownikiem.

Czuje się... No właśnie... Nie wiem co napisać.

Czuje się niby dobrze, ale wciąż czuje, że moje życie leci na łeb na szyję...
Rozpada się.
Może powinnam zacząć jest źle, ale stabilnie?
Chyba tak to mogę ująć na dany moment.
Stresuję się, bo mogę wkroczyć wkroczyć na nieznany grunt. Zmiany zawsze są stresujace, prawda? Tak to sobie tłumaczę... lecz wciąż czuje ucisk w żołądku.
Cieszę się, że mogłam się przez ten rok dużo nauczyć. Wykorzystałam wiele szans, miałam fantastyczną grupę... lecz wakacje za pasem i wszystko się zmieni. 
Cieszę się i boję zarazem.
Już niedługo urlop. Odpocznę... tylko dlaczego taki długi... aż za. Zwariuje sama że swoimi myślami. 
Obiecałam sobie, że wykorzystam to w stu procentach. Zajmę się sobą(fryzjer, lekarze) , może zrobię coś że szkła, poczytam, będę zdrowo jeść... może rzucę palenie...

Doceniam, to co mam. To był satysfakcjonujący zawodowo rok. 

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Zajadam emocje... Kryzysu ciąg dalszy.

Nie mam ochoty oddychać, to takie ciężkie.
Nic się w moim życiu nie układa tak jak bym chciała... Mimo, że się staram.
Wstaję codziennie do pracy, jestem miła dla dzieci, staram się nie wdawać się w rozmowy z personelem to i tak wiecznie coś komuś nie pasuje.
Ja wiem, że ludzie zawsze będą gadać ale to jest irytujące i nigdy nie będę w stanie tego zaakceptować.
Chciałabym aby wszystkich w pracy obowiązywały jedne zasady... Ale nie, no bo... I tu się zaczyna lawina.
Każdy wykonuje swoje obowiązki no ale po co to obgadywanie. Ta jest za gruba, ta ma niewyprasowane ubranie, ta nie ma stylu, a tamto to już w ogóle powinna się pomalować, bo wygląda bez wyrazu...
Kobiety są straszne.
Powinnam się chyba urodzić facetem.

Wzięłam nawet kąpiel aby się odprężyć... Ale nie pomogło. Mogłabym pójść spać ale chce podać chłopakowi jedzenie jak wróci z pracy.
Zajadam emocje... to bardzo niedobrze, bo trwa to już za długo.
Stary schemat...
Do urlopu już niedługo, wtedy wezmę się w garść, będę ćwiczyć oraz jeść mniej i zdrowo.
Oby.
Muszę. Chcę...

Nie mogę dalej tak trwać. Chcę to przerwać.
Zmienię to.
Już dość poddawania się impulsom.
Muszę zacząć mieć kontrolę.

niedziela, 24 czerwca 2018

Spokojna sobota. Relaks, spotkanie rodzinne i dzień ojca.

Wczorajszy dzień przyniósł mi trochę odpoczynku i satysfakcji.
Rano nie spiesząc się wstałam, ogarnęłam się, nadgoniłam seriale i poszłam do sklepu po klej, jo kochany kotek znowu mi oderwał listwę spod mebli...
Stojąc pod sklepem okazało się, że o 13:01 spóźniłam się o minutę i niestety jest zamknięty. Cóż... Poszłam więc do biedronki, bo Przecież w niedzielę zakaz handlu, a jeść trzeba...
Poszłam do ojca, dałam mu prezent, powiedziałam chwilę i poszłam do domu tłumacząc sobie, że dobrze zrobilam, że mimo, że nigdy nie obchodzę dnia ojca to nie wypada bo olać...
Potem zadzwonił mój brat, że jest w okolicy to przy okazji wpadnie do mnie...
Niechętnie zaakceptowała ten fakt, bo trzeba było ogarniać podłogi bo przecież pełno sierści wszędzie ale zamiast szukać wymówek jak zawsze to robię to zabrałam się do sprzątania...
Potem byłam z siebie dumna, że nie dałam wygrać swoim myślom automatycznym, że łatwiej powiedzieć, że wychodzę czy ne ma mnie w domu byle by uniknąć kontaktu z kimkolwiek...
Było miło. Posiedzieliśmy przy procentach, gadaliśmy o wszystkim i o niczym, czas szybko minął.
Dziś się wyspałam, czuje się lepiej niż ostatnio.
Nie myślę o śmierci, nie mam natrętnych myśli o cięciu... Jestem mniej zmęczona.
Zaraz zabieram się za obiad.
Pojawię się jeszcze trochę z kotem...
Nie mogę powiedzieć, zeszycie jest fajne, ale jest znośnie.
Sen duuuzo zmienia...
Porządek mnie uspokaja, mogę spokojnie chodzić po domu i nie wkurzać się, że podłoga jest brudna i że mój chłopak nie odkurzył, że mi nie pomaga i najlepiej jak z nim zerwę, bo mam dosyć...
Także, wysypiajcie się kochani.
Odpoczywajcie.
Spotkajcie się kimkolwiek, rozmawiajcie...
Korzystajcie z życia.
Ja też będę się starać.


piątek, 22 czerwca 2018

Depresyjnie borderowy chaos ale pojawia się ulga. Wreszcie weekend.

Karuzela emocjonalna mnie nie opuszcza.
Dziś było spokojniej.
Poranek był ciężki. Nie miałam ochoty wychodzic z łóżka ale droga do pracy nie była walką z nogami aby się ruszały więc uznałam, że ten dzień nie musi być powtórka z wczoraj.
Czas raz leciał szybko, raz wlókł się niemiłosiernie... Ale dziś nie płakałam wśród ludzi więc na prawdę doceniałam to, że panuję nad sobą.
Po pracy spotkałam się że znajomą, pogadałyśmy i pochodziłyśmy po sklepach.
Byłyśmy na targu po owoce. Kupiłam agrest i mój humor się poprawił. Uwielbiam agrest.
Cieszę się, że już jutro weekend. Nie trzeba będzie wstawać przed szóstą, można odpocząć... Przynajmniej spróbuję się wyspać. Potrzebuję tego.
Może właśnie dlatego mi lżej?
Bo jutro nie trzeba iść pod pracy... Nie będę się zmuszać do pójścia do sklepu po świeże bułki na śniadanie, nie będę na siłę robic obiadu... Chcę po prostu odpocząć. Nie wychodzić, może nawet nie wstawać bez wyraźnej potrzeby z łóżka...
Regeneracja- to mój cel.
Jestem wdzięczna Bogu, losowi, sobie... komukolwiek, za to, że dziś mogłam odetchnąć po wczorajszym naprawę złym stanie. Mogłam lżej przeżyć dzień.
Nie wiem czy i jak bym zniosła to, kiedy byłoby inaczej.
Jestem zmęczona, oczy mi się zamykają, mój nastrój wciąż oscyluje przy dolnej granicy... ale nie mam ochoty zakończyć tego wszystkiego.
Oddycham spokojniej...
Czas zbierać się do łóżka.
Dobranoc.

czwartek, 21 czerwca 2018

Depresyjne... Czuję się bardzo źle.

Dzisiejszy dzień jest fatalny.
Odkąd otworzyłam oczy mam myśli autoagresywne i rezygnacyjne.
Cały czas toczę walkę że sobą i swoim umysłem.
W pracy nie zdołałam się zmusic do usmiechu.
Ratowałam się papierosami aby z oczu nie wypłynął mi potok łez. Palenie odrobinę odciąga od emocji...
Dobrze, że zaczerwienione oczy mogę zwalić na alergię... Inaczej wszyscy by widzieli jak jest źle.
W pewnym momencie miałam ochotę się zwolnić, wyjść i zakończyć to wszystko...
Dobrze, że wyszliśmy z dziećmi na spacer, bo mogłabym nie wytrzymać i pójść do dyrekcji.
Na prawdę nie wiem jak udało mi się przetrwać...
Jak udało mi się rozmawiać z dziećmi...
Ale udało się.
Lecz karciłam się w głowie, że jestem w pracy i muszę się uspokoić i nie myśleć o sobie... wyłączyć umysł.
Ale nie mogłam, bo przecież przy dzieciach tzeba być skupionym i myśleć trzeźwo.
W drodze do domu cały czas myśłałam o tym, że ne mam siły, że dłużej nie wytrzymam, że już nie chcę...
Przyszłam, wzięłam leki na uspokojenie i położyłam się, aby przeczekać.
Miałam ogromną nadzieję, że uda mi się zasnąć...
Rzuciłam się na łóżku, pojawiały mi się straszne rzeczy przed oczami ale chyba 15 minut drzemki udało mi się zrobić.
Ciągle walczę z myślami...
W takim stanie dawni nie byłam...
Boję się, że szybko nie minie.
Ale przeżyłam już nie jeden taki zjazd...
To mija...
Boli mnie każdy mięsień...
Jestem taka zmęczona...
Ale dam radę...
Zawsze mi się udaje.
Będzie ciężko ale minie...
Oby szybko.

Miłego wieczoru.

środa, 20 czerwca 2018

Nienawidzę cię, nie odchodź. Borderfaza.

Nadmiar zmęczenia, emocji, pretensji, smutku i rozczarowania daje mi się we znaki... To przykre.
W pracy jeszcze jakoś panuję nad sobą i skupiam się na obowiązkach... Ale to ci się dzieję po to jest totalne przeciwienstwo.
Nienawidzę ludzi, rzucam przedmiotami, krzyczę...
Zmieniam się w potwora.
Potrzebuję zapalić, ale nie mam już fajek.
Roznosi mnie.
Leżę, słucham muzyki i próbuje się opanować... Ale targają mną emocje.
Jestem samotna.
Niezrozumiana, zagubiona, sprzeczna i nieszczęśliwa.
Łaknę ludzi i jednocześnie ich odpycham.
Zasługuję na wsparcie którego nie otrzymuję... dla tego to się tak kończy.
Frustracja zamienia się w agresję.
Potrzeba bezpieczeństwa również...
Oby łzy mnie oczyściły.
To naprawdę zły dzień.
Muszę zmienić swoje życie.
Nie chce tak dalej.
Granica wytrzymałości się kończy...
Muszę reagować zanim moje życie się rozwali na kawałeczki...
Boże, daj mi siłę.

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Trochę optymizmu, demon na smyczy.

Dziś w pracy ponownie byłam w biurze.
Ciężki dzień, każdy jakiś nerwowy, zniechęcony, agresywny...
Po pierwszych napotkanych przeszkodach chciało mi się płakać, lecz z upływem czasu było jakoś tak stabilniej i wszystko zaczynało tworzyć całość...
Odetchnęłam z ulgą, rozluźniłam mięśnie i zaczęłam oddychać równomiernie.
Napięcie zeszło i popołudnie było o wiele lepsze.
Kiedy skończyłam pracę spotkałam się że znajomą na kawę i lody. Znaczy ja jadłam lody, ona piłą tylko kawę. D Miałam chwilowe wyrzuty sumienia i poczucie wstydu, że będę bardziej gruba, że ona potrafi odmówić a ja zamówiłam... No ale ponownie wzięłam pare głębszych oddechów i uznałam, że skoro mam ochotę to mam święte prawo zjeść te lody i nie będę ich sobie odmawiała. W końcu pracuję i mogę sobie sprawić przyjemność.
Rozmawiałyśmy, pochodziłyśmy po sklepach, pożartowałyśmy... Było miło.
Po powrocie do domu nadal czułam się w miarę dobrze.
Nie mam ochoty płakać, nie mam ochoty robic sobie krzywdy.
Oczywiście z tylu głowy to wciąż mnie próbuje atakować ale nad tym panuję.
Nie mam dziś włączonego agresora który sprawia, że się poddaję... Wręcz jestem jakaś nad wyraz wycofana...
Ale to dobrze. Przynajmniej nie zanosi się na kłótnie.
Podsumowując...
Nie było tak źle, tego dzisiejszego dnia.
Nie wiem czy ktoś to czyta, ale statystyka pokazuje, że ktoś zagląda... Więc...
Jak się czujesz? 
Jak minął Ci dzień?

niedziela, 17 czerwca 2018

Trochę dobrze, trochę źle. Pogranicze.

Weekend minął w mgnieniu oka...
Nie mam siły.
Ciągłe rozczarowania, agresja, złość i skutek... czasem uczucie spełnienia, satysfakcji...
Potrzebuję odpoczynku od nieprzyjemnych emocji. Bardzo.
Staram się robić dużo rzeczy aby zająć czas i głowę ale nie zawsze wychodzi.
Jestem zmęczona.
Dużo osób ostatnio ma jakiś zjazd emocjonalny... Chyba coś jest w powietrzu.
Oby jutro wstać z energią do działania.
Chcę cieszyć się dniem. 
Mózgu! Daj mi spokój!
Stres niedługo minie, sytuacja się stabilizuje...
Czekaj. Wytrwaj.
Walcz.

piątek, 15 czerwca 2018

Huśtawka, chwiejność, lęk... Kolejny dzień z serii zaburzenie ma kontrolę...

Wstałam przed budzikiem całkiem wyspana mimo, że poszłam spać późno... Miłe zaskoczenie.
Przypomniało mi się, że miałam zadzwonić do rodziców, bo wczoraj ich miałam(pijanych) i prosili o telefon po pracy... Wczoraj to olałam, bo pewnie chcieli pieniądze, a jedyne co by dostali to opieprz, że skoro piją to mają za co więc zamiast alkoholu mogli kupić chleb. Wolałam nie zadzwonić niż dokładać sobie poczucia winy, że odmówiłam i są głodni.
Zawsze kiedy o nich pomyślę to czuję się gorzej.
Dalszą część dnia to mieszanka wybuchowa.
Naprawdę dopiero kiedy to wszystko zapisuję zdaje sobie sprawę z tego jak wciąż jestem chwiejna.
To przerażające.
Dzień za dniem huśtawka nastrojowa...
A mimo to odczuwam poprawę.
Nie okaleczam się, nie głodzę... Wydawało mi się, że żyje już całkiem normalnie.
Próbuję zorgaziwowac czas na terapię i myślę nad psychiatra i/lub lekami, bo naprawdę dostrzegam, że nie jest dobrze.
Zajadam emocje. Efekty też bardzo mi doskwierają...
Próbuje się odcinać, myśleć o czymś innym, szukam rozwiązań... Próbuje wykorzystać rzeczy które się już nauczyłam na terapii.
Nie wiem czy sama dam radę. Nie wiem czy potrzebuję pomocy.
Zaprzeczam wszystkiemu co mam w głowie. To automatyczny mechanizm...
Oby było lepiej.

wtorek, 12 czerwca 2018

Wewnętrzna walka. Borderline, chwiejność... Aż już był spokój.

Od rana czuje, że moje życie jest jedną wielką porażką.
Nie mam na nic siły, bolą mnie mięśnie i mój nastrój poleciał bardzo mocno w dół.
W pracy koszmarnie się męczyłam, próbowałam wykrzesać z siebie chociaz znikome resztki energii podczas zabawy z dziećmi, uśmiechać się i być miła...
Kocham tą pracę lecz czasami cholernie ciężko jest tryskać empatią i pozytywnym nastawieniem. Na szczęście ich uściski i uśmiech na twarzach motywują mnie i pozwalają zapomnieć o tym co aktualnie się dzieje w mojej głowie.
Jestem wdzięczna losowi, że pracuje w takim miejscu. To naprawdę satysfakcjonujące zajęcie.
Łatwo mnie dziś doprowadzić do łez...
Kolejny raz walczę ze sobą i z kroplami napływającymi do oczu...
Nienawidzę swoich myśli... Mózg mnie torturuje. Niestety nie mogę od niego uciec. Chciałabym móc wyłączyć ciąg pesymistycznych scenariuszy i destrukcyjnych iskierek w głowie... Krzyczę STOP, KONIEC, JUŻ WYSTARCZY. TO NIE PRAWDA... Lecz wewnętrzna kłótnia nic nie daje.
Chaos.
Powtarzam sobie, że to chwilowe, że jutro albo nawet za chwilę będzie lepiej. To tylko twoja skrzywiona psychika, krytyk, skrzywdzone dziecko, zmęczenie, przesilenie, brzydka pogoda, niewyspanie, brak cukru i tak dalej... wstaw cokolwiek.
Staram się w to wierzyć.
Zostałam nawet dłużej w pracy, bo tam muszę funkcjonować, tam łatwiej jest mi opanować to wszystko... Ale kiedyś trzeba wrócić do domu.
Cóż... Zostaje czekać aż minie.
A już było dobrze.
Znowu będzie... Musi.

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Troszkę pozytywów- dobry dzień.

Miałam dobry dzień.
W pracy na wysokich obrotach ale dużo się nauczyłam. Zastępowałam jedną osobę na zupełnie innym stanowisku. W zeszłym tygodniu mnie szkoliła, a dziś musiałam sprawdzić swoje możliwości.
Dałam radę. Cieszę się :)
Odpowiedzialna praca, wymaga skupienia. Cieszę się, że wszystko mi się zgadzało.
Po pracy szybko leciałam załatwić sprawę odnośnie prawa jazdy.
Miałam się poddać, zrezygnować, nie pójść... Ale wyrzuty sumienia pojawiające się pół godziny przed nie dawały mi spokoju i szybko się zabrałam i pobiegłam na spotkanie.
Wszystko poszło dobrze.
W domu czekał na mnie obiad. Chłopak zrobił. Także kolejny pozytyw dzisiejszego dnia.
W takich momentach czuję, że warto żyć, że wszystko idzie dobrą drogą...
Moje życie póki co zaczyna się układać i dostrzegam swoją pracę w to włożoną.
Satysfakcjonuje mnie to, że małymi kroczkami podnoszę poziom swojego bytu i się rozwijam.
Siedzę, piszę to i czuję spokój.
Jakie to błogie uczucie.
Nie denerwują mnie nie umyte naczynia ani fakt, że kot kolejny raz odezwał listwę spod mebli...
Chwilo trwaj.

niedziela, 10 czerwca 2018

Przeplatanka nastrojowa ciąg dalszy.

Jak już zwlekłam się z łóżka po wyciskaniu drzemki z 10 razy to poczułam, że to może być dobry dzień.
Zaczęłam się zbierać do pracy, wypiłam kawę, dałam kotu jeść i powędrowałam w dalszą podróż życia codziennego.
W pracy jak to ostatnio bywa nie mogłam pracować według grafiku tylko zostałam oddelegowana na wycieczkę z inną grupą.
Przewidywałam to(braki w personelu), więc nawet nie byłam rozczarowana. Było nawet fajnie. Wróciłam zmęczona ale dalej w nie najgorszym nastroju.
Po przekroczeniu progu mieszkania wszystko prysło i wypełniła mnie agresja...
Następnego dnia czułam się o wiele lepiej. Wstałam bez problemów.
Tym razem na wycieczkę pojechałam ze swoją grupą, w inne miejsce ale było świetnie. Naprawdę mi się podobało.
Atmosfera była świetna, dzieci dobrze się bawiły, wszystko było naprawdę dobrze zorganizowane.
Wróciłam do domu, standardowo zrobilam obiad, ogarnęłam mieszkanie i oglądałam seriale...
Było spokojniej. Czułam się zmęczona ale usatysfakcjonowana.
Zasnęłam bez problemów.
Dobrze czasem odpocząć od nieustannie pojawiającej się myśli, że lepiej by było to wszystko zakończyć.
Szukam inspiracji do mieszkania, bo zacznę od gruntownego remontu.
Cieszę się, ale jestem również przerażona. 
Nie wiem jak się za to zabrać. Wszelkie prace wykończeniowe powodują ucisk w żołądku, bo nie będzie mnie stać na ekipę od malowania...
A ja nigdy nie robiłam takich rzeczy sama.

środa, 6 czerwca 2018

Nie wiem co się dzieje, chyba potrzebuję wizyty u psychologa.

Wczoraj miałam dobry dzień.
Cieszyłam się, bo dotarło do mnie, że to naprawdę się stanie... Że niedługo będę mieć swoje cztery kąty.
Uśmiechałam się w pracy, żartowałam, miałam dużo energii...  Zaczęłam nawet oglądać galerię pod tytułem jak urządzić kuchnie i łazienkę, bo to będzie największy problem... Strasznie byłam nakręcona. Pozytywnie nakręcona.
Aż do wieczora kiedy to dobry nastrój prysł jak bańka mydlana i już wszystko miało czarne barwy.  I myśli, że w sumie to najlepiej by było to wszystko zakończyć...
Paranoja. Totalna przeplatanka.
Dziś to samo.
Mega dół, wulkan energii i znów emocjonalny rów... Nie nadążam.
Przecież już tak nie było. Dlaczego to znów nabrało na sile?
Nie mam ochoty robic obiadu, pożeram wszystko jak leci, wyżywam się na innych i uciekam od kontaktów przez milion zmyślonych wymówek... Brawo... Naprawdę nienawidzę siebie za to, że znów na to pozwoliłam, aby to tak mną zawładnęło.
Już się to odbija na moim chłopaku. Nie jest bez winy ale totalnie skrajne reakcje nic nie naprawią, prawda? A mimo to właśnie tak się zachowuje. Raz ignoruje, raz pochwalam a jeszcze za chwilę krzyczę...
Powinnam może iść znowu do psychiatry po leki, ale nie chce ich brać. Mogę nad tym sama zapanować...
Chcę nad tym sama zapanować.
Ciężko z terapią wbić się w nastrój aby akurat czuć, że muszę nad czymś popracować... bo wtedy jest jak ręką odjął... kogo mój mózg chce oszukać?
Będę walczyć.

niedziela, 3 czerwca 2018

I. Szalejące borderline.

Maj był miesiącem dla mnie bardzo ciężkim.
Nie rozumiem dlaczego ale naprawdę od dawna nie czułam się tak źle... Od dawna nie czułam, że aż tak łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Wystarczyła chwila i już rzucałam czymś co miałam pod ręką i myślałam, że powinnam nie żyć.
Oczywiście w drugą stronę działało to równie szybko. Nie wiedzieć dlaczego uspakajałam się i miałam mnóstwo energii.
Strasznie się odizolowałam od znajomych, nie rozmawiałam nawet z chłopakiem o tym, co się dzieję.
A jakie było moje zdziwienie kiedy pewnej nocy zapytał co się dzieje "dlaczego jesteś w gorszej kondycji i popadasz w skrajne nastroje? " jak to ja wyparłam wszystko i odpowiedziałam, że mu się wydaje, że wszystko jest normalnie i poszłam spać. Brawo dla mnie i mojej głupoty... Naprawdę nie rozumiem siebie w takich momentach.
Chyba powoli wracam do wyrównania swoich reakcji... Oby.
Myślę ponownie nad terapią. Zrezygnowałam, bo nie mogłam jej pogodzić z pracą... Ale może tym razem znajdę coś prywatnie.
Ciężko jest mi się otworzyć w kontakcie "face to face". A terapia przez internet jest ryzykowna...
Kto z was ma problem lub rezygnuje z terapii, bo nie potrafi mówić o swoich emocjach?
Oczywiście zawsze wtedy jestem przekonana, że świetnie sobie radzę, że nie potrzebuję o tym rozmawiać, że jestem już "zdrowa". 😞😒
W tym miesiącu kończę kolejną szkołę policealną... Ciekawe na co zapiszę się tym razem.
Chcę się rozwijać, chcę się kształcić.
Myślę nad urlopem, jak go spędzić. Gdzie bym chciała pojechać. Czy w ogóle gdzieś pojechać...
Może po prostu na weekend do Krakowa. Muszę poszukać fajnych miejsc.