wtorek, 12 czerwca 2018

Wewnętrzna walka. Borderline, chwiejność... Aż już był spokój.

Od rana czuje, że moje życie jest jedną wielką porażką.
Nie mam na nic siły, bolą mnie mięśnie i mój nastrój poleciał bardzo mocno w dół.
W pracy koszmarnie się męczyłam, próbowałam wykrzesać z siebie chociaz znikome resztki energii podczas zabawy z dziećmi, uśmiechać się i być miła...
Kocham tą pracę lecz czasami cholernie ciężko jest tryskać empatią i pozytywnym nastawieniem. Na szczęście ich uściski i uśmiech na twarzach motywują mnie i pozwalają zapomnieć o tym co aktualnie się dzieje w mojej głowie.
Jestem wdzięczna losowi, że pracuje w takim miejscu. To naprawdę satysfakcjonujące zajęcie.
Łatwo mnie dziś doprowadzić do łez...
Kolejny raz walczę ze sobą i z kroplami napływającymi do oczu...
Nienawidzę swoich myśli... Mózg mnie torturuje. Niestety nie mogę od niego uciec. Chciałabym móc wyłączyć ciąg pesymistycznych scenariuszy i destrukcyjnych iskierek w głowie... Krzyczę STOP, KONIEC, JUŻ WYSTARCZY. TO NIE PRAWDA... Lecz wewnętrzna kłótnia nic nie daje.
Chaos.
Powtarzam sobie, że to chwilowe, że jutro albo nawet za chwilę będzie lepiej. To tylko twoja skrzywiona psychika, krytyk, skrzywdzone dziecko, zmęczenie, przesilenie, brzydka pogoda, niewyspanie, brak cukru i tak dalej... wstaw cokolwiek.
Staram się w to wierzyć.
Zostałam nawet dłużej w pracy, bo tam muszę funkcjonować, tam łatwiej jest mi opanować to wszystko... Ale kiedyś trzeba wrócić do domu.
Cóż... Zostaje czekać aż minie.
A już było dobrze.
Znowu będzie... Musi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz