środa, 6 czerwca 2018

Nie wiem co się dzieje, chyba potrzebuję wizyty u psychologa.

Wczoraj miałam dobry dzień.
Cieszyłam się, bo dotarło do mnie, że to naprawdę się stanie... Że niedługo będę mieć swoje cztery kąty.
Uśmiechałam się w pracy, żartowałam, miałam dużo energii...  Zaczęłam nawet oglądać galerię pod tytułem jak urządzić kuchnie i łazienkę, bo to będzie największy problem... Strasznie byłam nakręcona. Pozytywnie nakręcona.
Aż do wieczora kiedy to dobry nastrój prysł jak bańka mydlana i już wszystko miało czarne barwy.  I myśli, że w sumie to najlepiej by było to wszystko zakończyć...
Paranoja. Totalna przeplatanka.
Dziś to samo.
Mega dół, wulkan energii i znów emocjonalny rów... Nie nadążam.
Przecież już tak nie było. Dlaczego to znów nabrało na sile?
Nie mam ochoty robic obiadu, pożeram wszystko jak leci, wyżywam się na innych i uciekam od kontaktów przez milion zmyślonych wymówek... Brawo... Naprawdę nienawidzę siebie za to, że znów na to pozwoliłam, aby to tak mną zawładnęło.
Już się to odbija na moim chłopaku. Nie jest bez winy ale totalnie skrajne reakcje nic nie naprawią, prawda? A mimo to właśnie tak się zachowuje. Raz ignoruje, raz pochwalam a jeszcze za chwilę krzyczę...
Powinnam może iść znowu do psychiatry po leki, ale nie chce ich brać. Mogę nad tym sama zapanować...
Chcę nad tym sama zapanować.
Ciężko z terapią wbić się w nastrój aby akurat czuć, że muszę nad czymś popracować... bo wtedy jest jak ręką odjął... kogo mój mózg chce oszukać?
Będę walczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz