piątek, 22 czerwca 2018

Depresyjnie borderowy chaos ale pojawia się ulga. Wreszcie weekend.

Karuzela emocjonalna mnie nie opuszcza.
Dziś było spokojniej.
Poranek był ciężki. Nie miałam ochoty wychodzic z łóżka ale droga do pracy nie była walką z nogami aby się ruszały więc uznałam, że ten dzień nie musi być powtórka z wczoraj.
Czas raz leciał szybko, raz wlókł się niemiłosiernie... Ale dziś nie płakałam wśród ludzi więc na prawdę doceniałam to, że panuję nad sobą.
Po pracy spotkałam się że znajomą, pogadałyśmy i pochodziłyśmy po sklepach.
Byłyśmy na targu po owoce. Kupiłam agrest i mój humor się poprawił. Uwielbiam agrest.
Cieszę się, że już jutro weekend. Nie trzeba będzie wstawać przed szóstą, można odpocząć... Przynajmniej spróbuję się wyspać. Potrzebuję tego.
Może właśnie dlatego mi lżej?
Bo jutro nie trzeba iść pod pracy... Nie będę się zmuszać do pójścia do sklepu po świeże bułki na śniadanie, nie będę na siłę robic obiadu... Chcę po prostu odpocząć. Nie wychodzić, może nawet nie wstawać bez wyraźnej potrzeby z łóżka...
Regeneracja- to mój cel.
Jestem wdzięczna Bogu, losowi, sobie... komukolwiek, za to, że dziś mogłam odetchnąć po wczorajszym naprawę złym stanie. Mogłam lżej przeżyć dzień.
Nie wiem czy i jak bym zniosła to, kiedy byłoby inaczej.
Jestem zmęczona, oczy mi się zamykają, mój nastrój wciąż oscyluje przy dolnej granicy... ale nie mam ochoty zakończyć tego wszystkiego.
Oddycham spokojniej...
Czas zbierać się do łóżka.
Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz