piątek, 15 czerwca 2018

Huśtawka, chwiejność, lęk... Kolejny dzień z serii zaburzenie ma kontrolę...

Wstałam przed budzikiem całkiem wyspana mimo, że poszłam spać późno... Miłe zaskoczenie.
Przypomniało mi się, że miałam zadzwonić do rodziców, bo wczoraj ich miałam(pijanych) i prosili o telefon po pracy... Wczoraj to olałam, bo pewnie chcieli pieniądze, a jedyne co by dostali to opieprz, że skoro piją to mają za co więc zamiast alkoholu mogli kupić chleb. Wolałam nie zadzwonić niż dokładać sobie poczucia winy, że odmówiłam i są głodni.
Zawsze kiedy o nich pomyślę to czuję się gorzej.
Dalszą część dnia to mieszanka wybuchowa.
Naprawdę dopiero kiedy to wszystko zapisuję zdaje sobie sprawę z tego jak wciąż jestem chwiejna.
To przerażające.
Dzień za dniem huśtawka nastrojowa...
A mimo to odczuwam poprawę.
Nie okaleczam się, nie głodzę... Wydawało mi się, że żyje już całkiem normalnie.
Próbuję zorgaziwowac czas na terapię i myślę nad psychiatra i/lub lekami, bo naprawdę dostrzegam, że nie jest dobrze.
Zajadam emocje. Efekty też bardzo mi doskwierają...
Próbuje się odcinać, myśleć o czymś innym, szukam rozwiązań... Próbuje wykorzystać rzeczy które się już nauczyłam na terapii.
Nie wiem czy sama dam radę. Nie wiem czy potrzebuję pomocy.
Zaprzeczam wszystkiemu co mam w głowie. To automatyczny mechanizm...
Oby było lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz