niedziela, 2 września 2018

Koniec i początek.

Ten miesiąc pod względem pracy był dla mnie bardzo męczący. Pracowałam ponad godziny... Wracałam o 18, 20 lub 22 do domu...
A pracę kończyłam o 15...
Ale nie uważam, że to było złe.
Cieszę się, że pomagałam, bo ta pomoc była akurat potrzebna.
Nawet ostatniego dnia sierpnia było na prawdę dużo pracy, trzeba być gotowym na rozpoczęcie roku szkolnego, a to się udało więc to najważniejsze. Można zacząć pracę ze spokojem w duszy A nie jeszcze tworzyć programy czy inne papierowe rzeczy.
Mimo, że byłam na wysokich obrotach to udawało mi że nawet ogarniać życie domowe. Miałam jakoś więcej energii...
Aż do piątkowego powrotu do domu po 20...
Wtedy jakoś uszło że mnie życie.
Może dlatego ze wreszcie mogłam sobie na to pozwolić? Ehh... Nie jest to fajne.
Może sytuacja z rodzicami mnie tak zdołowała i pozbawia sił... Chyba tak. Myślę, że to główny powód.

Wczoraj byłam z chłopakiem na pokazie pirotechnicznym, było super... Magicznie, cudowny pokaz. Chciałabym pójść za rok.
Bardzo mi się podobało.

Po przebudzeniu zrobilam sobie herbatę z miodem i cytryną i czułam się tak jakby była jesień... Wiatr za oknem i szarość na niebie... Nie wiem o co chodzi, bo wciąż jest ciepło, A ja dziś czuje się jak w szpitalu na terapii... rozszarpana wewnętrznie leżę pod kocem i czuje zapach mokrych jesiennych liści...
Jutro rozpoczęcię... Trzeba mieć siłę i uśmiech na twarzy aby uspokoić zlęknione dzieci...
Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej.
Obudzę się pełna życia, energii do pracy i z wieloma pomysłami na pracę z dziećmi w nowym roku szkolnym.
I to sobie będę powtarzać przed snem.
Miłego wieczoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz